Super Kawaii Cute Cat Kaoani

sobota, 26 września 2015

Międzynarodowa wymiana uczniowska - Unterhaching, Bawaria, Niemcy

Dlaczego wymiana i w dodatku do Niemiec?


Zawsze zazdrościłam ludziom, którzy mieli możliwość takiej wymiany i chciałam wziąć w takiej udział, ale tak naprawdę... Był to w dużej mierze przypadek. Pierwotnie planowałam wyjazd do Hiszpanii, ale sytuacja finansowa nieco się skomplikowała. Słyszałam, że w w moim liceum są zapisy na obóz językowy do Londynu. Stwierdziłam, że to świetna sprawa zaraz przed maturą, ale... Pech chciał, że ten wyjazd odbywa się co dwa lata, a akurat w tym roku jest wymiana uczniowska z Niemcami. Wymiana? Jak najbardziej. Do Niemiec? Niekoniecznie. Może wynika to z mojego zamiłowania do historii i poszerzania wiedzy z działu II wojny światowej, a może z czegoś innego, ale jakoś... nie czuję zbytniej sympatii do Niemiec czy w ogóle Niemców. No może raczej - nie czułam. Od razu odrzuciłam ten pomysł i zaczęłam się pogrążać w smętnych myślach jak to będzie mi źle bo będę siedzieć w domu... Właściwie w ostatnie wolne wakacje, a właściwie miesiąc bo kolejny miałam pracować. Poza tym naprawdę nie znam niemieckiego. Moim drugim językiem jest hiszpański. Moja mama mimo wszystko stwierdziła, że te kilka stów zapłacone w ratach to naprawdę niedużo za tydzień w Monachium i żebym jednak spróbowała. Niezbyt przekonana poszłam do mojej nauczycielki od języka angielskiego, na co ona była absolutnie za tym, żebym jechała bo toż to grzech nie skorzystać z takiej okazji, a w Niemczech przecież i tak wszyscy mówią po angielsku. Więc pomyślałam sobie "czemu nie?".

Muzeum BMW 2015

Przebieg wymiany


Cóż... zapisując się, nie pomyślałam o tym, w jakich terminach to może być. Zostaliśmy postawieni niemal przed faktem dokonanym, niewiele przed czasem. Najpierw dostaliśmy dane i zdjęcia partnerów z Niemiec. Teoretycznie mogliśmy wybrać z kim chcemy mieszkać i kogo będziemy gościć, choć w praktyce akurat taka za mnie oferma, że spóźniłam się na spotkanie organizacyjne i dostałam ostatnią wolną osobę. Na początku wydawała mi się najmniej ciekawa, ale potem to spóźnienie wyszło mi na dobre. Wymieniliśmy kilka maili i czekaliśmy. 
Przyjechali do nas w czerwcu. Ostatni tydzień szkoły. Zwiedzaliśmy Kraków i Zakopane, a dodatkowo Auschwitz. Oczywiście spali w naszych domach. Każdy u przydzielonej rodziny. Mieliśmy im zapewnić nocleg i wyżywienie, a także transport na miejsce zbiórki. 
Podobnie było w Niemczech. Z tym, że my przyjechaliśmy do nich 18 września. Zasady te same, ale zasadnicza różnica. My byliśmy zwolnieni z zajęć w związku z przyjazdem gości z Niemiec. Odbieraliśmy ich bezpośrednio z dworca autobusowego i transportowaliśmy prosto do naszych domów, gdzie na każdego czekał pokój. Tam... No cóż... Na dworcu nikt nie czekał. Musieliśmy sami sobie poradzić, z całym bagażem jechać pociągami i znaleźć szkołę, do której uczęszczają nasi partnerzy. Nie było to takie złe jak się wydaje, ale jednak męczące. Zwłaszcza, że kilkoro z nas zabrało dwa plecaki i walizkę, a ponadto wszyscy nieśli w rękach poduszki i koce. W końcu się udało. DOTARLIŚMY! Do szkoły oczywiście. Tam dostaliśmy śniadanie, składające się z dużych precli, jogurtów z musem owocowym, śliwek, kanapek z szynką i serem i kabanosów salami (jedna z gorszych rzeczy, jakie dane mi było wąchać). 
Salami wyglądało mniej więcej tak.
Zdjęcie pochodzi ze strony: http://www.woolworths.co.za/
Do domu C. pojechałam dopiero po ok. 2 godzinach, ponieważ Niemcy nie mogli się wcześniej zwolnić z lekcji. No przynajmniej nie wszyscy. Plan nie jest aż taki ważny. Oczywiście zwiedzaliśmy Monachium, które jest bardzo piękne. Byliśmy w muzeum BMW... Mniejsza o to. Konkrety.


Bawarskie jedzenie

http://www.logo24.pl/

Ciężko robić zdjęcia jedzeniu, jedząc je u kogoś w domu, razem z całą rodziną. Miałam okazję skosztować tej słynnej białej, bawarskiej kiełbasy. Jada się ją ze słodką musztardą. Moim zdaniem - niezbyt smaczna. Tzn. kwestia gustu, prawda? Ale jak dla mnie, trochę za bardzo naszprycowana jakimiś ziołami czy innymi gratisami. Musztardy samej w sobie nienawidzę, a słodka była jeszcze gorsza, choć przyznaję, że zjadłam pokornie jeden kawałeczek. Kolejny przysmak - precelki. Ogromne i wszędzie, a do tego naprawdę słone. Jeżeli ktoś lubi takie rzeczy to polecam bo wydaje mi się, że w Bawarii są naprawdę dobrze robione. Chociaż mi... No strasznie wybredna jestem. Ja to bym tylko jadła spaghetti i żelki :) Dla mnie są za słone. Osobiście nie miałam styczności z innym tradycyjnym bawarskim jedzeniem. No dobra, jeszcze bawarski makaron, który kojarzył mi się trochę z naszym lanym ciastem i w sumie smakował podobnie. Został podany do zapiekanki z szynki, kurczaka i pieczarek w sosie pomidorowym. Akurat "nudeln" uwielbiam w każdej postaci, więc to nie mogło mi nie smakować :) 
Mówiąc o jedzeniu w Bawarii, nie możemy zapomnieć o słynnym piwie, a już szczególnie we wrześniu, kiedy Oktoberfest jest tak żywo kultywowanym świętem! No cóż, na piwie się nie znam, ale zdarza się mi się je pijać. W Niemczech jest naprawdę wiele rodzajów piw, tak jak i w każdym kraju. Są i te gorsze i te lepsze. Najbardziej warte uwagi jest podobno to z Oktoberfestu, więc lecimy dalej...

Nie rozpowszechniamy czyjegoś wizerunku bez jego zgody :) A ja jestem
zbyt leniwa, żeby zapytać...

OKTOBERFEST


Święto piwa znają chyba wszyscy powyżej pewnego wieku, a wielu z nich chętnie wzięłoby w nim udział. Spotkał mnie ten przywilej, na dodatek "na bogato" jak to niektórzy mówią. Jakby ktoś nie kojarzył to przedstawiam, tradycyjny strój bawarski (dirdnl - strój kobiecy, lederhosen - strój męski). Stety-niestety mężczyzną nie jestem to też zdjęcie pochodzi z internetu:

http://www.bavaria-lederhosen.com/
Natomiast strój damski - dirdle, pożyczyła mi moja exchange-friend. Muszę przyznać, że dekolty bywają naprawdę głębokie, a gorsety muszą być obcisłe. Ciekawostką jest to, że kokardka powinna być zawiązana po właściwej stronie: lewej - jeśli jest się singielką, po prawej - jeśli jest się zajętą.


Ja oczywiście zawiązałam swoją kokardę źle, co uświadomiłam sobie, będąc już na miejscu... Ale kto nie popełnia błędów? :)
Piwo jest różne, w zależności od namiotu, do którego wejdziecie. W najlepszym jest chyba za 13 . Przynajmniej tyle wiedziała C. Jest ono też mocniejsze, ale podobno nie przekracza 10 %. W niektórych miejscach konfiskowano napoje, a w innych nie. Cudowne jest nade wszystko to, że ta tradycja jest taka żywa, a ludzie chodzą w strojach ludowych to pracy, a nawet szkoły i nikt dziwnie na nich nie patrzy bo to normalne. Na ulicach było po prostu pełno ludzi w kolorowych strojach!

Co Niemców zaskoczyło w Polsce?


Właściwie bardzo niewiele. Głównie dlatego, że nie mieli o nas żadnego konkretnego wyobrażenia. Dla nich nasza zieleń była bardziej zielona, choć ja nie widziałam różnicy. Zwrócili uwagę na niezbyt dobrą kondycję dróg, a także na dużą ilość bezdomnych ludzi... i zwierząt. Powiedzieli, że kochają Kraków bo jest po prostu piękny, a język polski chociaż jest trudny - naprawdę im się podoba. Wydawali tutaj mnóstwo pieniędzy, głównie w centrach handlowych bo jest po prostu tanio. Oczywiście dla nich. W drugą stronę to niestety nie działa :(

Co Polaków zachwyciło w Niemczech?


Właściwie wszystko. To uporządkowanie. Tutaj wszystko ma swoje miejsce. Każdy pilnuje swoich zasad i tego by nie były łamane. Dba się o recykling. To kultywowanie tradycji... i piękne krajobrazy. Zakochaliśmy się w górach i lasach, a nawet głupich chodnikach bo tak dokładnie zrobione. Nie chcieliśmy stamtąd wracać... Gdyby nie nasi bliscy, którzy na nas czekali.

To, co nam złamało serce 💔


Oczywiście nie jesteśmy dziećmi i wiedzieliśmy, że Niemcy nie będą nam poświęcać całego swojego czasu (choć my się staraliśmy), ale liczyliśmy na jakąś - nazwijmy to - integrację. Pojedynczo było "okej", ale przy spotkaniach w grupie było nam przykro bo mimo wszystko woleli swoje towarzystwo niż nasze, Polaków. Tylko jedna osoba z naszej grupy mówiła po niemiecku, reszta tylko po angielsku, ale oni doskonale znają ten język. Mimo to... nie rozmawiali z nami dłużej niż to było konieczne. Pogodziliśmy się z tym poniekąd. Najsmutniejsze było to, że jak tylko zapakowali nas do autokaru powrotnego to sobie po prostu poszli. My czekaliśmy aż odjadą, machaliśmy im dopóki nie zniknęli na horyzoncie. Naiwnie spodziewaliśmy się, że zrobią tak samo. Tłumaczymy to sobie tym, że śpieszyli się na pociąg... 


A teraz trochę zdjęć z wycieczek:











Tak się tulą *.*







Już się czułam jak u siebie, a tu trzeba wysiadać...

Jak tu robić selfie z lustrzanki....

A siądźmy se jak na koniu!






Tam mnie rozjaśni, tu przyciemni... Jak trudno znaleźć dobrego fotografa w przypadkowym przechodniu...

To ma klimat (y)

Wygodnie! Polecam!
Marzenie o zjedzeniu jabłka w karmelu się nie spełniło, ale przynajmniej
czekolada jest...


czwartek, 10 września 2015

Życie... Wróć mi się!

   Post pisany bez większego powodu, a raczej z powodu najprostszego. Ponieważ mój zapał jest na ogół słomiany i niczego nie potrafię doprowadzić skutecznie do końca... Staram się w tym blogu wytrwać, chociaż ma zaledwie 3 notki, jeśli te kilka zdań można nazwać notką. Jest sporo rzeczy, o których chciałabym opowiedzieć. Mam pewne problemy z kręgosłupem i szukam dobrych ćwiczeń bo chciałabym zachować jako taką sylwetkę, a może nawet ją poprawić :) Ponadto zaczęłam kurację z szamponem, który rzekomo ma zapobiegać wypadaniu włosów i pobudzać cebulki. Pożyjemy zobaczymy. Zbliża się wyjazd do Niemiec i trochę wolniej, ale jednak, nadchodzi też matura. Ta zmora męczy mnie od kilku dni i niestety muszę jej poświęcać większość wolnych chwil. Mój kochany szynszyl ma opóźnioną wymianę ściółki... A wszystko przez tę naukę! Wszystko znajdzie tutaj swoje miejsce, ale o właściwym czasie :) Na razie daję tylko krótki znak, że żyję i mam nadzieję do napisania :) za niedługo :)


sobota, 5 września 2015

START! - Zacznijmy od relaksu :)


   Ostatnio dostałam moją pierwszą wypłatę. Nie była jakaś komiczna, ale jak można się nie cieszyć z wypłaty? Zwłaszcza, że na pracę naprawdę nie mogłam narzekać. Tak więc po miesiącu wstawania o 6 rano, taszczenia swojego umęczonego ciała do pracy, podbijania pieczątek, zszywania umów, robienia kaw, itd... Dostałam mały zastrzyk gotówki. Przyznaję, że o wiele lepiej mi wychodzi wydanie pieniędzy niż ich zarabianie... Mniejsza o to. Na ogół ich nie mam, toteż, kiedy na moim koncie widnieje więcej niż 10 zł to znak, że trzeba tę nadwyżkę jakoś spożytkować :) A ponieważ mimo wszystko zawsze staram się oszczędzać postawiłam na mały zakup. Tak na początek. Zainwestowałam w "KOLOROWY trening ANTYSTRESOWY - JAPOŃSKIE INSPIRACJE". Nie interesuję się Japonią tak jak kiedyś, ale spodobały mi się motywy na niektórych stronach. Ponieważ preferuję zakupy internetowe, zasiadłam przed komputerem.


   Wszystko zaczęło się od niemal dziecinnej zachcianki namalowania czegoś. Nie jestem zbyt zdolną artystką, ale tego dnia nawet kwiatek nie chciał się namalować :( Pomyślałam: Wydrukuję sobie kolorowankę. Zaczęłam czegoś szukać. Najpierw Hello Kitty (ja to się chyba naprawdę cofam w rozwoju) bo ją uwielbiam, ale wszystkie były za proste. Ostatecznie kliknęłam "Tuptusia". Weszłam przy tym na jakąś stronkę z kolorowankami do druku. Były tam kategorie i o dziwo zobaczyłam "Kolorowanki dla dorosłych". No ej, ponoć mam 18 lat. Czemu by nie sprawdzić? Znalazłam tam kontury ogrodów z wieloma detalami i rozety z bardzo drobnymi elementami. Pokolorowałam, ale było mi mało. Tak więc zaczęłam szukać kolorowanek w google grafika. A tu natrafiam na KOLOROWE treningi ANTYSTRESOWE. Co mi tam. Wpadam na stronę empika i szukam. Przejrzałam ich trochę i stwierdziłam, że ta chyba najbardziej mi się podoba. Zapłaciłam coś ok. 23 zl. Wydaje mi się, że lepiej kupować w sklepie internetowym. Przynajmniej ja częściej znajduję tam zniżki i różne promocje :)
   Czy odstresuje? Nie mam pojęcia. Mnie tak, ale wielu moich znajomych mówiło "mi by się nie chciało" albo "ja bym nie miał tyle cierpliwości". Tak więc wszystko to kwestia gustu i upodobań. Moim zdaniem to świetna opcja, jeśli chcemy wrócić trochę do dzieciństwa, a nie robić z siebie zupełnego dziecka. Ostatecznie to podobno "kolorowanka dla dorosłych". Choć czy to komuś przeszkadza, że mają go za infantylnego i zdziecinniałego? Mi w zasadzie nie :) Młodsza nie będę. Poza tym, książka sprawdza się, kiedy mamy ochotę porobić coś bez większego sensu, a nie chcemy bezczynnie leżeć. Przynajmniej taka moja opinia. Książka ma ok. 120-130 tron kolorowanek (ok. 60 stron), które można wyrwać i kolorować :) Oto kilka z nich:













   Przy odbiorze paczki, kupiłam urocze kredki za 9,99 zł. Potrzebowałam cienkich kredek, a te akurat były przy kasie. Bardzo dobrze mi się nimi koloruje :) Aż umyśliłam sobie kupić znacznie większą paczkę z 60. kolorami.  Ale to nie ma znaczenia, bo kolorować można właściwie wszystkim. Enjoy ! :)